Najgenialniejsze w tym filmie jest aktorstwo i muzyka. Największą zaletą Vaughna jest to, że potrafi stworzyć pełnowymiarowe żywe i barwne postacie. Postacie Dunstana, Tristrana, Gwiazdy a w szczególności Septimusa, wiedźmy, pana kapitana są rozbrajające i trudno ich nie pokochać. Humor na najwyższym poziomie, najlepsza jest sekwencja z DeNiro i Strongiem na statku, poza tym nie mamy zbyt dużo przesłodzonych momentów, np. gdy Tristran obejmuje Victorię i potem ją 'puszcza'. Dobrze, że ten film jest anty-hollywoodzki i magiczny jak inne dzieła Gaimana.
Wielkim plusem jest też to, że Vaughn z nieudanej powieści Neila stworzył coś na poziomie innych jego rewelacyjnych książek, tak jakby wiedział czego brakuje tej książce. Na bank wiedział, bo z papierowych nieciekawych postaci stworzył wielowymiarowe intrygujące persony a opowieśc bardzo dobrze podrasował. Dobrze, że nie ma w filmie tego karzełka z początku wyprawy Tristrana, ani też innych zbędnych postaci jak pan Monday i cały ten stuff z zaślubinami (chociaż z drugiej strony szkoda, bo w książce fajniej wyszło uwolnienie matki Tristrana. Zakończenie jest jednak najlepszą zmianą - w książce narrator mówi, że potem Tristran umarł i tylko Gwiazda rządziła królestwem (ale mi romantyczne zakończenie historii), w filmie oboje rządzą królestwem a potem przenoszą się razem w góre do gwiazd, gdzie żyją wiecznie i szczęśliwie.
Kurde, rzadko się zdarza, że film jest lepszy od książki, ale tutaj się udało bo nigdy nie lubiłem oryginalnego Gwiezdnego pyłu. Ocena dla tej ekranizacji to mocne 8/10. Może być szansa na 9.
P.S. Mark Stron udający trupa mnie totalnie rozwalił mimo, że to było do przewidzenia ;)
W Zupełności się zgadzam bardzo rzadko zdarza się aby film był lepszy od książki. W tym wypadku jest tak jak mówisz film ma to czego brakuje książce, jak choćby taki rozmach, choć jest dla młodszej publiczności. Co ciekawe książka to zdawać by się mogło jest powieścią dla dzieci nic bardziej mylnego!
"(ale mi romantyczne zakończenie historii), w filmie oboje rządzą królestwem a potem przenoszą się razem w góre do gwiazd, gdzie żyją wiecznie i szczęśliwie."
a wcześniej
"Dobrze, że ten film jest anty-hollywoodzki"
Myślisz - czy tylko symulujesz?
Pytam gdzie widzisz antyhollywoodzkość tego filmu?
Zakończenie książki jest prawdziwe i piękne. Zakończenie filmu jest sztuczne i kiczowate.
Zakończenie to typowe fantasy tak jak cały film. Konwencja przynajmniej się nie łamie. Dla mnie ten film nie jest hollywoodzki, to po prostu czyste fantasy zrobione z wyobraźnią.
W każdym zdaniu sam sobie przeczysz. Jeśli film nie łamie konwencji to nie może być anty-hollywoodzki. Jednym z wyznaczników hollywoodzkości jest podążanie za konwencją. Co więcej z reguły (choć nie zawsze) jest to też dowód na brak wyobraźni.
W sumie to nawet Cię rozumiem - ja wiem że zakończenie książki jest przykre, a większość ludzi szuka pocieszenia. Więc rozumiem doskonale dlaczego wolisz film - ale proszę Cię nie mów że jest antyhollywoodzki i zrobiony z wyobraźnią. Bo to akurat nie ma nic wspólnego z prawdą.
Nie rozumiem, jak można nie lubić książki, a uwielbiać film i odwrotnie. Różne zakończenia, sporo zmian w porównaniu z książką sprawia, że oba dzieła są inne a za razem takie same (trochę dziwnie brzmi). Przeczytaj książkę w wersji rozszerzonej. Co do Gaimana, maczał swoje palce w filmie, nie wierzę, że jako producent/autor pierwowzoru tylko czytał kolejne skrypty, nie mniej scenarzyści stworzyli cudo. Tak więc nie ścierać się co lepsze, bo oba dzieła genialne!